Loving a
band no one knows, and dying inside when they become popular – to
nazwa grupy na facebooku, do której przyłączyłam się w zamierzchłych czasach kiedy
jeszcze klikało się lajki na prawo i lewo, bo wszystko było nowe i nielicho
zabawne. Czasu trochę minęło, facebook przeobraził się miliony razy, ale gdy
świat zaczyna słuchać tej muzyki co ja, nadal czuję lekki niepokój. Zwłaszcza
iż oceany Internetu sprawiły, że coraz trudniej spotkać się w muzycznych
gustach. Każdy idzie w swoje strony, odkrywa na swoje sposoby coraz to nową
muzykę i nawet z osobami o podobnym guście ciężko czasem uwspólnić playlistę.
Dlatego przekonanie, że nikt nie zna artystów, których słucham, w ostatnich
latach jeszcze się nasiliło.
Jest w tym pewien urok –
poczucie wyłączności, czy wręcz intymności obcowania z muzyką, jakby się miało dostęp
do jakiejś tajemnicy. Może dlatego, jeśli ktoś w końcu zyskuje (zasłużoną)
popularność, na początku czuję się z tym przynajmniej dziwnie i nieswojo. Nie wiadomo, cieszyć się? martwić?
Tak jest teraz z Tomem
Rosenthalem, 26-letnim Brytyjczykiem, którego coraz częściej można usłyszeć w
filmach czy produkcjach telewizyjnych (zagościł też w TVNie), a jego najnowsza piosenka (i teledysk) o
arbuzie jest na dobrej drodze by stać się hitem internetu.
Poczynania Toma śledzę już
od 3-4 lata i wciąż potrafi mnie zadziwić swoja kreatywnością, wrażliwością i poczuciem humoru. I pracowitością: poza dwoma albumami, po sieci krąży
kilkadziesiąt (myślę, że nawet blisko setki) jego utworów.
Jakiś czas temu
napisał też kilka piosenek, które w różnych wersjach udostępnił do użytku komercyjnego.
Idealnie śliczne melodie, których nie sposób nie polubić. I to był moment,
kiedy świat odkrył Toma. Kilka jego utworów, w wielkim szoku, usłyszałam nawet w TVN (m.in. w serialu „Prawo Agaty”), ostatnio też
zagrały w dwóch reklamach (jedna biura podróży, przedmiot drugiej niestety mi
umknął), coraz więcej trafia do filmowych trailerów czy rożnego rodzaju seriali. Popularność tych utworów sprawiła, że Tom udostępnił je też jako EPkę
(tutaj).
Jednak piosenki Toma
Rosenthala to nie tylko śliczne melodie i proste teksty. Wręcz przeciwnie – większość
z nich daleko do banalnych miłosnych westchnień. Zamiast tego Tom śpiewa m.in. o islandzkim
wulkanie który sparaliżował pół Europy i jest
najfajniejszą rzeczą, która przytrafiła się Islandii od czasów Bjork (Volcanic Ash Song), o wybrykach piłkarza Luisa Suareaza (Hey Luis Don't Bite Me), o dobroczynnym wpływie lektury Marksa w wannie (Karl Marx in The Bath) czy o dziurawych
skarpetach (Every Sock Gets a Hole).
Delikatne melodie i przejmujący
głos Toma mogą być zwodnicze. Sprawia, że jesteśmy w stanie popaść w melancholijny
nastrój nawet słuchając „Blue” Eiffel 65.
Choć
zdarzają mu się piosenki po prostu smutne, większość jego tekstów jest pełnych abstrakcji
i absurdu. Jedna z moich ulubionych opowiada o smutnym Bobie, którego pociesza
napotkana przypadkiem jaszczurka (Bob in the Rain and the Lizard of Hope). W innej wciela się w samotnego gołębia. W jeszcze innej
opisuje „Fwhale” – stworzenie, które jest skrzyżowaniem lisa (fox) i wieloryba
(whale). Część z tych piosenek można potraktować
jako piosenki dla dzieci – właśnie przez te działające na wyobraźnię, irracjonalne
obrazy, pełne uczuć i humoru.
Wśród utworów Toma Rosenthala można znaleźć takie, które są skutecznym
lekarstwem w chwilach lęku i niepewności. Od pocieszającego „We’re All a Bit Scared”, przez piosenkę o Bobie i jaszczurce (jak wyżej), „Take Your Guess”, które jest hymnem pochwalnym bycia sobą, aż po potężne „There is a
dark place”, któremu dodatkowo towarzyszy piękny teledysk.
Wymieniam i wymieniam, a wciąż nie
opowiedziałam wszystkiego. Jeszcze są liczne covery - swego czasu, na facebooku można
było zgłaszać propozycje piosenek, które Tom w ciągu godziny nagrywał i od razu
publikował. Wśród nich znalazły się m.in. piosenki Destin’s Child, New
Direction, Outcast czy The Smiths, wszystkie odmienione nie do poznania.
Jeszcze: utwory, które powstały we współpracy z poetą Paulem Haworth.
Jeszcze: takie perełki, jak seria wywiadów-opowieści ze specjalnie skomponowaną muzyką (Other people), czy moja ukochana piosenka-sen (Giant bicycle).
I jeszcze teledyski.
Teledyski to kolejna
zachęta, by spędzić trochę czasu na odkrywanie twórczości Toma. Na jego
oficjalnym kanale na youtubie moża znaleźć kilkadziesiąt teledysków, część
stworzonych przez zaprzyjaźnionych artystów, część przez fanów a część przez
samego Toma. Są tam filmy z zapierającymi dech
krajobrazami, oryginalne animacje, filmy przypominające relację z artystycznych
happeningów, filmy na poważnie a inne ociekające absurdem (jak chociażby coraz popularniejszy arbuz). I ciągle i wciąż
coś nowego.
I jeszcze najlepsze na koniec: na swojej stronie internetowej Tom Rosenthal oferuje usługę bespoke song. Czyli: stworzy piosenkę o
wszystkim, o co poprosisz. Jeśli chciałbyś usłyszeć piosenkę o sobie albo o
kimś bliskim, albo o ważnym wydarzeniu w twoim życiu – wystarczy zamówić. How cool is that? (Btw podobną opcję proponuje
Eef Barzeley – w jednym z wywiadów opowiadał, iż wynika to z ciągłej potrzeby
pisania nowych piosenek. Eef
zwrócił się do fanów po tematy piosenek, bo nie był w stanie ich sam odkrywać, w
takiej ilości, żeby zaspokoić ciągłą potrzebę tworzenia. Obserwując przez
ostatnie lata twórczość Toma Rosenthala myślę, ze jego motywacje mogą być
podobne).
Różnorodność utworów, całe
bogactwo tekstowo-muzyczno-wizualne sprawia że ciężko wybrać zestaw idealny na
zapoznanie z tym artystą. Męczyłam się nieprzeciętnie, dobierając piosenki i
filmiki do tego posta, nie chcąc z niczego zrezygnować. Wybór jest bardzo
okrojony i subiektywny, ale jeśli choć choć co przyciągnie wasze oczy i uszy,
szukajcie dalej, pobuszujcie po jego fejsbuku, czy soundcloudzie, koniecznie
zajrzyjcie na youtuba i kupcie płyty na bandcampie. Słuchajcie tych piosenek na
poważnie i tych pełnych kpiny, tych prostszych i tych przyjemnie dziwacznych.
Znajdźcie, co wam pasuje i na pewno będzie
trochę piękniej i trochę weselej. Na zimę bardzo potrzebne.
I niech się stanie popularniejszy niż słońce. Jakoś to przeżyję.
Ps. W Wielkiej Brytanii jest jeszcze jeden znany Tom Rosenthal
– nie muzyk, lecz komik - co może wprowadzać pewne zamieszanie, zwłaszcza w
googlu. Żeby niczego nie ułatwić, jeden Tom nagrał teledysk z drugim Tomem w
roli głównej, który śpiewa o tym, że
jest jamajskim sprinterem Yohanem Blakiem. No nie może być za łatwo ;)