niedziela, 11 stycznia 2015



Moja koleżanka ze studiów bigosami nazywała składanki płytowe, które sama tworzyła. Bo, jak w bigosie, można było w nich wymieszać ze sobą wszystko, na co miało się ochotę, a i tak dobrze smakowało.

Bigosy tutejsze są zbieraniną rzeczy poznajdywanych, o których za wiele nie mam do powiedzenia, bo mówią same za siebie.

I wszystkie są rzecz jasna wyborne.

http://www.kwestiasmaku.com/zielony_srodek/kapusta/bigos_z_grzybami/przepis.html


Wendy i Lucy (2008) - film o dziewczynie w drodze. O Wendy nie wiemy nic za bardzo, poza tym, że przejechała z daleka i zmierza jeszcze dalej. I że jej pies Lucy wystarcza jej za towarzystwo. Nie wydaje się przesadnie sympatyczna, trzyma się na dystans nawet wobec osób, które okazują jej życzliwość. Spotykamy ją w momencie, kiedy jej podróż zaczyna się trochę sypać. 

Czytałam niedawno artykuł o tym, jak wciąż niewiele jest w kulturze historii  o podróżujących kobietach. Podróżujących w duchu klasycznego amerykańskiego samotnika - bez większego planu,  nie przywiązując się do nikogo i niczego, bycie w drodze jedynym i ostatecznym celem. Dla kobiet zarezerwowane są opowieści o podróżach-ucieczkach (z powodu życiowej traumy, upokorzenia) albo o podróżach-romansach, które kończą się jak zawsze, czyli rycerzem na białym koniu (jak Jedz, módl się, kochaj). To jest temat na dłuższe gadanie, kiedyś pewnie do tego wrócę. Ale na razie obejrzałam Wendy i Lucy i bardzo mi się podobało. I ucieszyło mnie, że twórcy filmu pozostawili bohaterkę bez ckliwej przeszłości czy przyszłości. Nie starali się w żaden sposób uzasadniać, skąd wzięła się w takim miejscu i takim życiu. Tak jak nie wiemy nic o Wendy na początku filmu, niewiele więcej wiemy na koniec. Jesteśmy tylko obserwatorami tego kilkudniowego kawałka z jej drogi. Historia pozostaje otwarta - każdy może samemu wypełnić luki w narracji, dodać do życia Wendy to, co chciałby w nim znaleźć.





To jak jesteśmy przy filmach to jeszcze jest Whiplash. Aż jestem zadziwiona, że obejrzałam film tak aktualny, ledwo co do kin wszedł. Ale: ma to dobre strony, bo zanim zniknie z repertuaru mam nadzieję zdążyć obejrzeć go jeszcze raz. I jeszcze może potem raz
.
Film jest elektryzujący, trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. Widziałam go już kilka dni temu, a cały czas wracają dźwięki, ujęcia, czy całe sceny (zwłaszcza niesamowita twarz J.K. Simmonsa). 

Wydaje się, że Whiplash opowiada historię jaką już znamy od podszewki. Młody uczeń kontra ekscentryczny i wymagający nauczyciel. A jednak, z tego wyświechtanego szkieletu Damien Chazelle wyciągnął nową opowieść, na każdym kroku pogrywając z naszymi oczekiwaniami, co będzie dalej. To nie jest przyjemny film, mnie na cały seans przygwoździły szpony stresu. A mimo to, chcę jeszcze.

Akcja filmu rozgrywa się w szkole muzycznej. I to, co też jest niesamowite, to pokazanie, że granie niekoniecznie musi dodawać atrakcyjności (że wiecie: chłopak z gitarą i serce szybciej bije). Tutaj oglądamy muzyków na skraju wyczerpania fizycznego, a piękne dźwięki nijak się mają do pięknej ekspresji. A mimo to, nie można oderwać oczu od ekranu. 

Idźcie, oglądajcie.




W Dwutygodniku bardzo fajny tekst "Nie wiadomo jak patrzeć", o wystawie zdjęć pochodzących z archiwów IPN. Wystawa niestety już się skończyła (w końcu w niedoczasie jesteśmy). Sam artykuł porusza jednak kilka ciekawych kwestii dotyczących fotografii i tego, jak je traktować. Co zrobić ze zdjęciami, które z racji wydarzeń, które uwieczniły lub okoliczności, w jakich zostały zrobione, staja się czymś więcej niż tylko obrazkami. Ciężar historii nadaje im dodatkowych znaczeń wobec których czasem pozostajemy bezradni.




Reporterzy bez fikcji - wydany przez Czarne zbiór rozmów z polskimi reportażystami. M.in. Katarzyna Surmiak-Domańska, Wojciech Jagielski, Wojciech Tochman, Mariusz Szczygieł, Joanna Szczęsna i wielu innych jeszcze (w sumie 17 wywiadów). Zupełnie się nie spodziewałam, wypożyczając tę książkę z biblioteki, że jej lektura będzie aż tak fascynująca. Kilkunastu dziennikarzy i kilkanaście różnych podejść (czasem wręcz sprzecznych) do zagadnień reportażu, zbierania danych, nawiązywania relacjami z bohaterami swoich tekstów. Ekscytująca lektura dla kogoś, kto chciałby też może kiedyś pisać - pokazuje perspektywę, obnaża trudy i etyczne konsekwencje takiej pracy. Ale też warte uwagi dla miłośników gazet i czytania reportaży. Pokazuje jak tworzone są czytane przez nas historie. Jak misternie sklejane elementy rzeczywistości, słowa, obserwacje tworzą potem obraz świata przefiltrowany subiektywną wrażliwością reportera. Książka uświadomiła mi też niebezpieczeństwo zbytniego zaufania do dziennikarzy, traktując prawdę ich opowieści jako ostateczna prawdę świata.

http://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/reporterzy-bez-fikcji




To jeszcze na koniec piosenka, bo muzyki nigdy za wiele. Gdzieś mi się napatoczyła taka piosenka ostatnio i teraz zapętla się w głowie bez przerwy.



0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.